czwartek, 27 grudnia 2012

Więc co to za "cudowna metoda"?

Lubię chować kartki w różnych miejscach. I zawsze jak czegoś szukam, atakuje mnie milion ton notatek. Tak było i tym razem. Nikomu nie wadząc, klnąc na czym świat stoi, spokojnie szukałam sobie kluczy. Nagle mój wzrok padł na wyrwaną z zeszytu stronę. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać. Po jednej stronie nagłówek "DAWANIE DUPY" i coś o moralności, szacunku itp. Po drugiej jakieś bzdety o osiąganiu celu, skuteczności i puste miejsce. I wtedy przypomniałam sobie. Wy też, prawda? Bo przecież coś wam obiecałam.
Jako że na dzień dzisiejszy mogę sobie darować te okolicznościowe notki, z tego prostego powodu, że nie ma okazji, przejdę do przerwanego tematu.
Nie czytajcie tego. Naprawdę. Nie warto. To może kłucić się z waszymi przekonaniami. Bo chodzi o nic innego, jak starą dobrą manipulację. Oburzeni? Jest na to rada. Wciśnijcie szybko alt i F4. Teraz.

Nie wcisnęliście jednak? Jak miło ^^. Życzę więc miłej lektury.

To, że manipulacja jest uważana za działanie niemoralne, wiemy wszyscy nie od dziś. To, że mało mnie to obchodzi, wiem nie od dziś. Jak to? Czy nie wkurzają mnie te wszystkie obrzydliwe sztuczki w reklamach i rozmowach polityków? Ależ oczywiście, że wkurzają. Tylko jeszcze bardziej irytuje mnie traktowanie manipulacji jako temat tabu. Według mnie, ten cały lęk przed nią jest mocno przerysowany, bezsensowny i wręcz szkodliwy. Przedstawie wam, jak to według mnie działa:
1. Już jako dzieciom narzuca się nam opinię, że manipulacja jest zła. Rodzice, mniej lub bardziej świadomie, sami manipulują naszym poglądem. Na tyle skutecznie, że naszą niechęć do niej bierzemy za nasze własne odczucia.
2. Po upływie wielu lat, ten temat nas nie interesuje, spychamy go na dalszy plan. Nie mamy wiedzy na ten temat, stajemy się łatwym celem dla mediów.
3. Wszyscy nas wykorzystują, bo jesteśmy frajerami.
A teraz załóżmy, że dziecko będzie od najmłodszych lat osfajane z myślą, że manipulacja to potężne narzędzie, które wykorzystują inni, aby dostać od nas to, czego pragną. Dorastające dziecko zainteresuje się tematem, podszkoli się trochę w tej dziedzinie i jeśli rodzice dobrze je wychowali, będzie wiedziało, co zrobić ze swoją wiedzą.
Nie mówię, że powinniśmy manipulować ludźmi na prawo i lewo (ale nie mówię też nie ^^, macie swój rozum). Ale weźmy na przykład taką sytuację:
Przychodzisz do psychologa. On z tobą rozmawia po czym oświadcza, że nie jesteś gotowy na zmianę. Że powinieneś umówić się na kilka spotkań z nim, żeby się do tego przygotować. Oczywiście wszystko płatnie. Czy to jest ok? Czy jak pójdziesz do mechanika samochodowego, zapłacisz mu, słysząc, że twoje auto nie jest gotowe na tę naprawę?
A teraz inna sytuacja, tak jak poprzednia, zaczerpnięta z książki pana Andrzeja Batko (odsyłam do lektury na temat NLP, czyli neurolingwistycznego programowania).
Przychodzi koleś, który słyszy głos dobiegający z gniazdek elektrycznych, gościu czuje przymus wykonywania wszystkich poleceń tego głosu. Pan Andrzej Batko, wiedząc, że psychologowie są wobec niego bezsilni, zamontował mikrofon w kontakcie (czy jak to się tam zwie) i przemówił. Kazał mu wyzdrowieć. Nie pamiętam jak to ujął, ale coś w tym stylu. Po jakimś czasie koleś przeszedł badania u różnych specjalistów, którzy stwierdzili, że jest ok. Człowiek już żadnych głosów nie słyszał.
To była manipulacja.
Tak więc doszliśmy do tego, że uważam, że manipulacja to tylko narzędzie, a nie jakieś bóstwo czy wręcz czarna magia.
Tak na zakończenie dodam, że kiedyś rozmawiałam ze swoją babcią o technikach manipulacyjnych.  Zrobiła minę, którą ostatni raz widziałam, jak dowiedziała się, że czytam Biblię Szatana (tak z ciekawości) i różne artykuły na temat satanizmu (również z ciekawości). Kiedy doszłam do słów, że sataniści to normalni ludzie, a ci, którzy rozwalają cmentarze i zjadają koty to zwykli idioci, którzy o satanizmie nie mają pojęcia, jej mina  mówiła "WYEGZORCYZMOWAĆ". Dodam, że babcia uwielbia wydawać kasę na wróżki i innych szarlatanów. I bądź tu człowieku mądry...

A jakie jest wasze zdanie na temat manipulacji? Piszcie :P

niedziela, 23 grudnia 2012

Święta, święta...

... cóż za oklepany temat. Mniej więcej w tym czasie środki masowego przekazu dostają kota, prawda? Nasze mamy i babcie z iście słowiańską zawziętością pieką, kroją, ugniatają, mieszają i przede wszystkim sprzątają, a ojcowie i dziadkowie udają się na łowy i ucinają Bogu ducha winne świerki przy samych korzeniach. Spędzić okres przedświąteczny spędzić w spokoju, wypocząć? Marzenie ściętej głowy. Prawda wygląda tak, że większość z nas, zamiast cieszyć się tym "magicznym" czasem, w magiczny sposób prawie schodzi na zawał. Zresztą, nie ma się czemu dziwić. Przepychanie w ciasnych sklepach z zabawkami, miliony godzin sprzątania, zapach smażonej ryby w całym domu (chociaż to akurat lubię), wysłuchiwanie od miliardów rzekomych ciotek, jak to się urosło i zawracanie dupy, gdy tylko chcesz się zająć czymś przyjemnym. I wrzask dzieci, które widząc pierwszą gwiazdkę, jak w transie, są w stanie myśleć tylko o prezentach. I idą do starszego kuzyna w tandetnym stroju św. Mikołaja, jak jakieś pieprzone zombie... Nie będę się rozwodzić o chrześcijańskich tradycjach i innych takich, bo może dla niektórych te święta naprawdę znaczą coś więcej i nie chcę w okresie świątecznym urazić niczyich uczuć religijnych. Chociaż raz w roku będę miła ;-P
Chciałam napisać o czymś innym. Jak w tym "magicznym" okresie nie zwariować? Przede wszystkim, należy pamiętać, że te upierdliwe jak wrzód na tyłku ciotki i ich rozwydrzone bachory to tylko ludzie. Dla nich ten czas też jest stresujący, a jeśli ciocie to osoby starsze, to powinniśmy pamiętać, że im człowiek starszy, tym bardziej niereformowalny. Powiedzą czasem coś głupiego, wcale nie mając na celu obrażania kogokolwiek.
Dobrym sposobem na stres są ćwiczenia. Brzuszki albo 6 weidera i całe napięcie jak ręką odjął. Dodatkowo rozwiązuje to problem dodatkowych kilogramów :-*
Medytacja też jest świetnym rozwiązaniem, ale nie każdemu może się spodobać. Za to rysowanie, taniec, śpiew czy gorąca kąpiel doskonale mogą ukoić zszargane nerwy. A jakie są wasze sposoby na stres?

Prawie bym zapomniała. Wesołych świąt!!!

piątek, 21 grudnia 2012

Wydanie specjalne: Koniec świata...

W necie jest pełno informacji. W telewizji też. Ale co lepiej zdefiniuje koniec świata, jak nie życie? No więc, jako jedna z nielicznch przetrwałych, chciałabym stworzyć rzetelny raport z dzisiejszej katastrofy, która miała miejsce 21.12.2012 roku o godzinie 4cośtam, 10, 11, 12:12 i chyba którejś jeszcze, ale nie pamiętam.
Najpierw wybuchła panika. Ludzie z pustymi spojrzeniami, sugerującymi bezbrzeżny strach, zrobili coś, co na zawsze zmieniło oblicze znanego nam świata i zapadło w pamięć aż po kres istnienia życia na Ziemi. Zajęli się swoimi codziennymi sprawami. Później z zapartym tchem śledzili przebieg wydażeń na świecie. I tak dowiedzieli się o pewnej sprawie, o której aż strach pisać. Ludzie tego dnia masowo umierali z nudów. Tak więc apeluję do wszystkich, którzy przeżyli, czyli do ocalałych 10, może 30, ewentualnie 50% ludzkości: zacznijcie przygotowania, bowiem krążą pogłoski, że już w przyszłym roku podobny kataklizm powtórzy się aż... 4 razy.
Chociaż według mnie będzie to 365 katastrof, 365 dni masowego umierania ludzi z nudy. Tak więc wszystkim przetrwałym życzę: Szczęśliwego końca świata. "I niech los wam zawsze sprzyja!"

Co to za cytat? Odpowiedzi w komentarzach! Jeśli padnie prawidłowa odpowiedź, napiszę coś o tym czymś :P



I pamiętajcie, nie traćcie czujności! KONIEC JEST BLISKI!!!!

środa, 19 grudnia 2012

I chwila reklam...

Miałam plan. Ale musiałam go zmodyfikować. Na tym polega życie. A może przeżycie? Następny post miał być za coś koło tygodnia, ale ktoś mnie poprosił, żebym dała coś wcześniej. Ale to nie dla tego. Po prostu pewna rozmowa mnie zainspirowała.
Ogląda może ktoś anime? Jeśli tak, nie raz natknął się pewnie na filery. Irytujące, prawda? Pocieszę was teraz, ten post jest swego rodzaju filerem, nie ma nic wspólnego z poprzednim tematem. Lepiej tego nie czytajcie. Poważnie, szkoda nerwów, zniszczycie sobie życie. A może przeżycie?...
I tak zgrabnie wprowadziłam was w temat. O ile poprzednim razem starałam poprzedzać jakieś wnioski i przemyślenia wstępem, o tyle od razu przejdę do rzeczy. Nasze życie to skarb, najcenniejszy z możliwych darów. A co z nim robimy? Kiedy patrzę na wasze żałosne parodie istnienia, na myśl przychodzi mi mieszanka krwi i wymiocin. Niezbyt przyjemny widok. I nie mówię tu o alkoholu, narkotykach, podatkach, próbach samobójczych czy o systemie. Chodzi mi o coś znacznie prostrzego. O trwanie. Przeżywanie, zamiast życia. O szarą, gównianą codzienność.
Wszyscy jesteśmy idiotami. Bo czy znajdzie się ktoś, kto nigdy nie dał się zgasić wszechwiedzącym marionetkom w rękach jeszcze większego od nas posrańca? Każdy z nas, już od najmłodszych lat wystawiony jest na działanie mediów i słowa pozbawionych jakichkolwiek głębszych doznań ludzi. I to, rok po roku, tydzień po tygodniu, zaczyna nas przytłaczać, niszczy naszą zdolność życia. I w końcu przestajemy żyć, a zaczynamy przeżywać. Nie wiem, jakie jest wasze zdanie na ten temat i, szczerze mówiąc, mało mnie to obchodzi. Dla mnie to jest jak śmierć za życia. Jakby co wieczór zamiast do łóżka wchodzić do trumny. Żeby się przyzwyczaić.
Często słyszę, jak ludzie rozwodzą się, jakie to mają koszmarne życie. Dlaczego? Bo jest szare, monotonne. I do tego pytanie: "Kto napisał taki zjebany scenariusz mojego życia?" "Gdzie jest Bóg?" "Dlaczego ja?" Cóż, według chaonitów, nie istnieje żadna przyczyna stwórcza, nie ma żadnego Absolutu, nie ma żadnej Tajemnicy Wszechświata. Jesteśmy odpowiedzialni sami za siebie, a wszysto dzieje się albo z naszego powodu, albo przypadkiem. Smutne, prawda? Nie mamy na co zwalić odpowiedzialności... Co do drugiego pytania... nie obchodzi mnie to. Z kolei na trzecie odpowiedź jest banalna: a dlaczego nie? W końcu wszystko dzieje się przypadkiem, więc dlaczego nie?
Nie będzie żadnego podsumowania, żadnych wniosków.

wtorek, 18 grudnia 2012

Łatwa dzie...eee znaczy praca

Kto przeczytał poprzedni post, ten wie. A kto nie przeczytał, ten zaraz się dowie. O czym mówię? O tak zwanej karierze przez łóżko.
Psycholodzy i specjaliści w dziedzinie marketingu potwierdzają, że flirt podczas spotkania biznesowego znacznie zwiększa powodzenie kobiet w negocjacjach. Czasami mi się jednak wydaje, że niektórzy traktują to zbyt dosłownie. Takie zachowania jak wrzucanie sobie oliwek w dekolt i proszenie rozmówcy, aby je wyciągnął raczej nie jest odpowiednie podczas poważnego spotkania biznesowego. Tego typu zabawy można sobie zostawić na wieczorne spotkanie z chłopakiem (albo, w przypadku niektórych dziewczyn, z kumplem chłopaka, nie wnikam). W życiu codziennym jest tak samo. Świecenie cyckami na prawo i lewo, pomijając kwestię przyzwoitości, w gruncie rzeczy jest nudne. Pomyślcie o swoich szarych komórkach, one też chciałyby mieć zajęcie.
No i znowu schodzę z tematu... Kariera przez łóżko. Nie będę się nad tym rozwodzić, wszyscy wiemy, jak nazywają się dziewczyny (tudzież kobiety) preferujące takie metody działania. Po co więc w ogóle zaczynam temat?
Weźmy kartkę papieru i coś do pisania. Po jednej stronie zapiszmy "OCPS" (osiąganie celów przez seks) . Pod spodem, od myślników, konsekwencje. Spora skuteczność, ale często cały nasz szacunek do siebie można sobie wsadzić w... wiecie co.
A co zapisać po drugiej stronie? Zostawmy na chwilę metodę, skupmy się na skutkach. Skuteczne działanie, własny rozwój, dobra opinia innych, możliwość stosowania zawsze i wszędzie... Kusząca propozycja, prawda? ALE CO DAJE TAKIE EFEKTY? O tym następnym razem :P

Te dwa posty nie są zbyt rozwinięte. Dlaczego? Uznałam, że większość rzeczy dotyczących tych tematów i tak powiem później, więc po co pisać dwa razy? Wstęp przecież nie powinien być dłuższy od rozwinięcia tematu :P

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Nie ma to jak motywacja...

Każdy z nas, niezależnie od wyznania, wie chyba, o co chodzi z biblijnymi talentami. Było sobie kilku gości, jeden dostał 5 monet, zainwestował i dał swojemu panu 10. Drugi dostał 2, zainwestował, dał 4. Trzeci miał 1, żeby jej nie stracić, zakopał ją w ziemi i oddał panu tę jedną. Czy jakoś tak. Proste, prawda? Ale teraz wyobraźmy sobie przez chwilę lekcję religii. I tu zaczynają się schody...
Mówiono nam, że nie możemy marnować talentów danych nam przez Boga. Ale już np. nie powiedziano nam (a przynajmniej mi), dlaczego jeden ze sług dostał więcej, inny mniej. Bo ich pan wiedział, kto jakie ma zdolności. No dobrze, ale chwila, jeśli odniesiemy to do Boga, to naszymi zdolnościami są właśnie te monety, które od Niego dostajemy. Nie jestem teologiem, ale ta przypowieść, chociaż dosyć trafny jest jej morał, wydaje mi się w gruncie rzeczy nietrafiona.
Ale ale, schodzę z tematu. Co biblijne talenty mają do motywacji? A to, że zauważyłam coś zastanawiającego. Jeśli nie mam do czegoś talentu, jeśli nie urodziłem się z jakąś umiejętnością, to nie mam co liczyć na sukces w tej dziedzinie. Więc po co mam próbować? Ludzie, przecież jedyne umiejętności, z jakimi się rodzimy, to oddychanie, wydalanie (przepraszam panią od biologii - defekacja), darcie się, jak za zimno i inne takie. Więc jak ktoś myśli: nie urodziłem się z tą umiejętnością = nie robię, to powodzenia. Może oddychaniem jakoś zarobicie na życie.
Oczywiście, nie mówię, że nikt nie ma żadnych talentów, ale przecież to, że nie jesteśmy jak Michał Anioł, nie znaczy, że nie potrafimy narysować całkiem przyzwoitego obrazka (albo nieprzyzwoitego, jak kto woli). Człowiek jest istotą, której możliwości są ogromne. Powinniśmy pamiętać, że NIEMOŻLIWE JEST TYLKO TO, CZEGO NIE POTRAFIMY SOBIE WYOBRAZIĆ. Lubię sobie powtarzać: nic nie jest prawdziwe, wszystko jest możliwe. Może nie jest to zbyt chrześcijańskie motto, ale lepsze niż: "pierdolę, nie robię".
I na koniec takie moje rozmyślania... Słowo "talent" w zdaniu: "Nie zrobię tego, bo nie mam talentu." jest dla ludzi z tak ograniczonym mózgiem, że nie potrafią wyobrazić sobie sukcesu i tak leniwych, że nie potrafią do tego celu osiągnąć.
Tak więc, wejdź na pierwszy stopień. Nie musisz widzieć szczytu schodów, tylko wejdź na ten cholerny pierwszy stopień. I pamiętajcie, RUSZCIE DUPY! NIKT ZA WAS NIE ZAPEWNI WAM SZCZĘŚCIA. Chyba,  że macie bogatych rodziców, niezłe kontakty, albo niezłą dupę, którą lubicie sprzedawać. Ale o tym innym razem...
 

"Myślę, więc jestem" Copyright © 2011 -- Template created by O Pregador -- Powered by Blogger